niedziela, 2 marca 2014

Morderstwo okiem owcy, czyli filozoficzna powieść kryminalna

Czy da się przenieść kryminał na łąkę, na której pasą się owce? Jak widać można. Pani Leonie Swann wmieszała w to jeszcze filozofię i o! popełniła książkę, którą zatytułowała "Sprawiedliwość owiec". 


Książka, chyba ze względu na nietypowe połączenie gatunków jest dość kojarzona. Jak z jej czytaniem - nie wiem. Dla mnie statystyki na niej podane w skali ilości sprzedanych egzemplarzy nie jest najlepszym wykładnikiem tego, ile osób zdjęło ją z półki. 
Książka jest gość gruba, więc łatwo zapełnić nią większą przestrzeń na półce z książkami, bo przecież książki mieć wypada, bo to tak wiele mówi o nas ludziom. 

Filozoficzna powieść kryminalna. Książka, w której owce grają pierwsze skrzypce. Nie wiem, co mnie skłoniło, żeby wziąć owo dzieło do ręki. Pewnie to, że już wcześniej o nim słyszałam. Filozofią bowiem brzydzę się bardziej niż czymkolwiek innym w życiu.
Co do kryminału - zwykle ich nie czytam. To było moje pierwsze doświadczenie z tego typu podgatunkiem literackim.


Owce czasem gadają jak dzieci, a czasem jak wykształceni wykładowcy wyższej uczelni. Dla mnie brakowało w tym spójności.
Akcja - jeśli chodzi o akcję, to te prawie 300 stron opisują zaledwie kilka dni z życia owiec.
Owcom zabito pasterza, a one za wszelką cenę chcą dowiedzieć się, co się stało. Chcą "sprawiedliwości!", jak same krzyczą, nie do końca wiedząc, czym ona tak na prawdę jest.

Książka nie porywa, aczkolwiek autorka dobrze manipuluje czytelnikiem: w momencie, kiedy ma się ochotę odłożyć ją z powrotem na półkę, zaczyna wątek lub dokłada informację, której nie da się tak o zostawić w spokoju. I czyta się dalej.
Ciekawa jako tako książka robi się dopiero od połowy, a od 3/4 można powiedzieć, że i chwilami wciąga. Nie mniej jednak nie wzięłabym jej drugi raz do ręki. Nikomu też jej do rąk nie wcisnęłam.

     P O L E C A M Y

Filozoficzne wartości, jakie ze sobą niesie, które udało mi się wyłapać to to, że dla pieniędzy ludzie są w stanie zrobić wszystko, nawet zabić. To pewnie nic nowego, ale w książce wyjaśnia dość ciekawą, daleko idącą strategię. Nie chodzi bowiem o morderstwo dla kradzieży, ale morderstwo mające uchronić ich przed utratą tego, co już mają, co wypracowali, a poprzez postęp technologiczny, nieunikniony rozwój cywilizacji mogą stracić. Pokazuje krótkowzroczność ludzi, którzy nie rozumieją, że utrata czegoś, co mają obecnie, co się sprawdza od lat, wcale nie musi być rozwiązaniem optymalnym. Boją się nowego i nieznanego życia, które - z ich punktu widzenia - może im zagrażać. Nie widzą bonusów i dużo dalej idących korzyści.
Czasem coś tracąc można zyskać znacznie więcej. Ale to w sferze ludzi.
W sferze owiec powieść pokazuje, że dopiero po stracie czegoś, potrafimy to coś docenić. Pierwszą reakcją owiec na utratę George'a - swojego pasterza było narzekanie na niego, bo "i tak nie był dobrym pasterzem". Będąc od zawsze zanim nie miały porównania, jak zachowuje się typowy pasterz. Nie darzyły George'a sympatią, ale z ich wspomnień oraz jego testamentu wynikło, że one były dla niego wszystkim. I traktował je jak kogoś całkiem wyjątkowego.


Moja ocena: 3 w skali 6.